Są ciekawsi od gwiazd tańczących, śpiewających nawet tych skaczących z wysoka do wody. Oglądalność bije rekordy popularności. Wiecie dlaczego?
Ta ostatnia niedziela… Minęła bez programu „Rolnik szuka żony”. Już ponad tydzień po finale, czas na małe podsumowanie. Co nas zainteresowało, co nas porwało i co nam pokazała telewizja?
Normaln(i)e love story
„Rolnik szuka żony” to remedium na dwa typy show, które w ostatnich latach zalewają srebrne ekrany. Po pierwsze wszelkiego typu programy z udziałem gwiazd, gwiazdeczek, celebrytów. Tych w makijażu, cekinach i piórkach. Zwłaszcza w piórkach. Te zdążyły już wywijać sambę, zaśpiewać arię, a nawet skakać z wysokiej trampoliny. Na drugim biegunie mamy do czynienia z propozycjami telewizji, w których grają ludzie na aktorów aspirujących. Przeżywają trudne sprawy, trafiają do szpitala i piszą pamiętniki z wakacji. I nagle BUM! Historie normalnych ludzi z krwi i kości, naturalnych oraz ich poszukiwania drugiej połówki. Życie do którego trudno domalować grube makijaże i sztuczne tło. Uczestnicy programu ani nie są idealni ubrani, ani umalowani, nie mieszkają w willach zaprojektowanych przez włoskiego architekta. Trendy się odwracają. Teraz w modzie jest normalność, swojskość, ludzkość. I to jest piękne.
Pełna egzotyka
„Rolnik…” to prawdziwy szał. Z danych portalu WirtualneMedia.pl* wynika, że średnio przed ekranem zasiadało 5 milionów widzów (!), z czego finał śledziło aż 5, 34 mln osób. TVP1 dosłownie pobiło konkurencję. Rolnicy oglądali program – w końcu program rozrywkowy z rolnictwem w roli głównej! Do tej pory o tym, co dzieje się na polskiej wsi można było dowiedzieć się w niedzielę, w Agrobiznesie. A tu: rozrywka, ludzie żyjący w innych realiach plus poszukiwanie miłości. A to wszystko w otoczeniu pól, ciągników, kombajnów. Miastowi z zainteresowaniem przyglądali się temu, co dla nich (w większości) kompletnie nieznane, nowe. Niepoznany świat, był na wyciągnięcie pilota. Czy można nazwać go egzotyką? Rozmawiając z niektórymi miastowymi o rolnictwie, myślę, że więcej wiedzą o tym co dzieje się na Zanzibarze, niż w jakimkolwiek polskim gospodarstwie… Jak tam się żyje, z czego, jakie są problemy i jakie radości? „Rolnik…” przyszedł z odpowiedzią. Dał powiew nowości, tak potrzebny zarówno producentom jak i widzom. Rolnicy zaś otrzymali program, który pokazuje jak wygląda ich praca (mniej więcej). Łatwiej też utożsamiać się z bohaterami programu, którzy, jeśli są reżyserowani, to udaje im się zachować naturalność. A podglądać znajomość od pierwszego spotkania do szczęśliwego (czasem…) finału, lubi każdy bez względu na miejsce zamieszkania.
Ile rolnictwa w rolnictwie?
Nikt z miasta raczej się o tym nie zająknie. Bo skąd miałby wiedzieć? Ale rolnicy trochę wiedzą… Na przykład jaką markę ciągnika ma Rafał, a jaki Robert – mimo dzielnie zaklejanej nazwy na masce. Samochód z nawozami, który podjeżdżał pod dom Grzegorza miał nazwę firmy większy niż całą swoją przyczepę. Nie da się ukryć, że oprócz pokazania wsi, TVP1 chciało pokazać też kilka konkretnych marek. Nie jestem też pewna, czy mimo szybko rozwijającego się polskiego rolnictwa, każdy z młodych rolników ma w swoim parku maszynowym kilka nowych New Hollandów. Nie byłabym jednak tak krytyczna wobec takiego podejścia. Sponsorzy są nieodłącznym elementem każdego przedsięwzięcia. Finansują nam w końcu tę rozrywkę. I takie są realia. A to, że rolnicy jeździli odpicowanymi maszynami, które czasem wyglądały jakby pierwszy raz wyjeżdżały w pole? Lepiej w tę stronę, niż pokazywanie starych umęczonych maszyn i nieszczęścia. W telewizji jednak musi być wesoło.
Pamiętajcie, oglądamy telewizyjne show. Ci którzy chcą poznać i zobaczyć wygląda życie rolników – zapraszam na wieś... 🙂
* Źródło: http://www.wirtualnemedia.pl/artykul/rolnik-szuka-zony-zyskal-600-tys-widzow-tvp1-znokautowala-konkurencje-i-szykuje-trzecia-serie
Źródło zdjęć: Facebook Rolnik Szuka Żony