Sławek Stefański zdradza, dlaczego mimo trudności rolnictwo wciąż jest jego największą pasją.
Wyzwania rolnika – od pogody po biurokrację
Rolnictwo to zawód pełen zmiennych. Nieprzewidywalna pogoda, która potrafi jednym przymrozkiem zniszczyć całoroczne plony, jest tylko jednym z elementów tej układanki. Jak wspomina Sławek, majowe przymrozki to był cios dla wielu sadowników, kwiaty opadły, a owoce się nie zawiązały. Cała praca poszła na marne w jedną noc. Takie pokazują, że w rolnictwie nigdy nie można być w pełni pewnym rezultatu.
Jednak wyzwania w rolnictwie to nie tylko natura. Biurokracja, przepisy i wymogi administracyjne tworzą kolejną warstwę trudności. Liczba dokumentów do wypełnienia i procedur do spełnienia potrafi być przytłaczająca. Rolnicy muszą nie tylko dobrze znać swoją ziemię i uprawy, ale też odnaleźć się w gąszczu formalności, które wymagają czasu i energii.
Do tego dochodzą ogromne wydatki, które pochłaniają większość dochodów z gospodarstwa. Środki ochrony roślin, nawozy, paliwo, wszystko to jest niezbędne, aby produkcja była zgodna z wymogami jakościowymi i ekologicznymi. Jednak rosnące koszty często balansują na granicy opłacalności, zmuszając rolników do podejmowania trudnych decyzji.
Wpływ wyzwań na rolnika
Praca na roli to życie pełne wyzwań, które uderzają nie tylko w finanse, ale też w codzienność rolnika. W takich chwilach trudno nie czuć ciężaru, jaki spada na barki rolników. Przychodzą momenty zwątpienia, czy warto, czy można coś jeszcze zrobić, gdy rzeczywistość stawia kolejne przeszkody?
Z drugiej strony, te trudności, choć wymagające, potrafią hartować i budować charakter. Poznając rolników, takich jak Sławek, można dostrzec, jak z determinacją stawiają czoła każdemu dniu. W tej pracy nie chodzi tylko o przetrwanie, ale także o pasję i upór. Każda wygrana walka z przeciwnościami, to dowód na to, że rolnika ciężko pokonać. I choć trudno mówić o wyzwaniach z uśmiechem, to one właśnie pokazują, jak wielką siłą i charakterem trzeba się wykazać, by codziennie rano ruszać na pole.
I nagle się okazuje, że mamy 5 czy 10 rejestrów, które musimy prowadzić, ale połowa jest jedno i to samo, tylko że to jest od tego poddany urząd pod agencję. Czy to jest podporin pod cokolwiek? Rejestrów cały czas nam przybywa, a niestety tego nie ubywa. I po co to na przykład prowadzić 10 rejestrów jeżeli możemy jeden spadek tak jak na rzepaku w granicach 40%. Soja była ponad 70% straty, a zboża to zależnie od momentu w jakim wegetację tam dopadło dorwało to było od 30 do 60% straty. Nie chciałbym tutaj podpaść za mocno co niektórym, ale trochę.
Cię tutaj na trochę na minę tutaj wypycham, ale jestem ciekawa Twojego zdania. Gdybyś dzisiaj był ministrem rolnictwa i miał tę władzę, miał tę decyzyjność, co byś zrobił? Jakie podjąłbyś decyzje, które miałyby wpływ na nasze rolnictwo.
Opłacalność, przepisy, biurokracja? Coraz więcej wymogów i to niezależnych od nas. Tylko z góry jest narzucone, że tak i tak musi być i choćbyśmy chcieli musimy się dostosować, bo nie ma innej opcji.
Witam Was bardzo serdecznie. Nazywam się Magda Urbaniak, a to jest Agromania. Moim gościem dzisiaj jest Sławek Stefański. Rolnik, pasjonat wsi, Człowiek złota rączka. Cześć Sławek.
Dzień dobry, witam.
Dzisiaj będziemy mówić o wyzwaniach. Czy wyzwania motywują rolników, czy też ich łamią i zniechęcają do pracy w rolnictwie? Zanim to wiemy, że jesteś rolnikiem Tak, ale powiedz o sobie coś więcej. Czym się zajmujesz?
Zajmuję się, prowadzę gospodarstwo, zajmuję się głównie produkcją roślinną. Ze zwierząt zrezygnowałem kilka lat temu ze względu na sytuację.
Jaką sytuację?
ASF, czyli afrykański pomór świń. Niestety zbyt niska opłacalność, a niestety ekonomia jest nieubłagana i trzeba było z tego zrezygnować.
Czy to była duża hodowla?
To była produkcja w cyklu zamkniętym, czyli od Prosiaczka do końcowego tucznika.
Czy taka decyzja o zamknięciu dosyć dużej gałęzi swojego biznesu? Przekładając na ten język, bo jednak jest to biznes, była dla Ciebie trudna?
Była trudna, bo z początku wiadomo, jak to żyć dalej, z czego się utrzymywać, ale finalnie się okazało, że jednak to była bardzo dobra decyzja.
W jakiej perspektywie czasu? Ile musiałeś czekać, żeby dowiedzieć się, że takie duże ryzyko finalnie było dobrą decyzją?
Prawie rok czasu.
To jest decyzja, którą Ty sam podejmowałeś, bo to jest jednak duża rzecz, prawda? Czy to z kimś konsultujesz? Nawet jeżeli na koniec dnia to od Ciebie zależy, jakie kroki podejmiesz.
Porozumiewam się z rodzicami, bo wiadomo, rodzice coś tam jeszcze jakieś swoje zdanie mają do tego, ale głównie podejmuję wszystkie decyzje sam. Prowadzisz gospodarstwo.
Samodzielnie?
Tak.
A rodzice ci w tym pomagają.
Czy tylko.
Doradzają?
Pomagają?
I rozumiem, że jesteś rolnikiem, bo przedstawia się tak. Urodzony rolnik? Tak. Czyli jesteś rolnikiem, można powiedzieć od urodzenia.
Tak, oczywiście. Jak najbardziej.
Za kierownicę ciągnika wsiadłeś. W jakim wieku? Po raz pierwszy?
Szczerze to nie pamiętam. To już było bardzo, bardzo wcześnie.
Na pewno byłeś pełnoletni?
Oczywiście pełnoletni.
A czy to jest trochę tak, że rolnikiem, jak mówią niektórzy, trzeba się urodzić? Czy rolnikiem można zostać z Twojej perspektywy?
Z mojej perspektywy najlepiej, żeby się nim urodzić. Owszem, wszystko można nadrobić, gdzieś wiedzę, zdobyć cokolwiek, ale niestety trzeba już mieć cząstkę tego rolnika w sobie, tą całą pasję. Bo niestety rolnictwo jest tak zniechęcające, że szok.
Dlaczego jest zniechęcające?
Opłacalność, przepisy, biurokracja coraz więcej wymogów i to niezależnie od nas. Tylko z góry jest narzucone, że tak i tak musi być i choćbyśmy chcieli musimy się dostosować, bo nie ma innej opcji.
Czyli wiele wyzwań wymieniłeś już właściwie na wstępie, więc w momencie, kiedy wiedziałeś, że musisz zamknąć hodowlę, czy to nie był taki moment, w którym pomyślałeś sobie kurczę, to to już jest chyba moment, w którym rozważam, żeby jednak odejść od rolnictwa. Czy mimo tego, że było ciężko i nie wiedziałeś, co cię spotka, to wiedziałeś, że co by się nie działo, to ja tu będę?
Dokładnie. Co by się nie działo, to ja tu będę.
Ile masz hektarów? Jeżeli możesz się tym podzielić?
42 hektary.
Czyli właściwie jesteś w takiej. Nawet nie jesteś powyżej średniej. Powyżej polskiej. Czy to jest Twoim zdaniem wystarczający teren, który pozwala na w miarę umówmy się, spokojne prowadzenie gospodarstwa?
Póki co na dzień dzisiejszy tak, chociaż coraz bardziej wszystko prze do przodu. Żeby jednak zwiększać, zwiększać, zwiększać i tak podejrzewam maksymalnie za 5 lat to już te 40 hektarów będzie niewystarczające, niewystarczające. Potrzeba będzie 50 60.
Dlaczego będzie niewystarczające? Wiesz, pamiętajmy też o tym, że nasz program oglądają ludzie z miasta i są to osoby, które chcą poznać polską wieś. Ale wiele tych kontekstów, o których Ty mówisz, o których rozmawiamy, może nie być dla nich do końca jasne. Więc wyjaśnijmy wiesz od od podstaw, dlaczego dzisiaj 49 hektarów jest ok, a za 5 lat może być za mało.
Na dzień dzisiejszy koszta jakie są, takie są. Nie są właśnie małe i one wystarczają, żeby z tych 40 hektarów się utrzymać.
O jakich kosztach mówimy, jeżeli chodzi o prowadzenie gospodarstwa? Rozłóżmy to na części pierwsze.
Ja jestem rolnikiem konwencjonalnym, także stosuję tak zwaną chemię, czyli nawozy sztuczne, środki ochrony roślin. I głównymi kosztami to jest właśnie te dodatkowe materiały to koszt zakupu nawozów czy koszt ochrony roślin. Bo jeżeli nie będziemy chronić roślin, no to wiadomo, że przyjdą nam szkodniki i całość nam całą naszą pracę zjedzą. Musimy dodać ten nawóz, czyli tak jak człowiek musi dostać ten pokarm, żeby się odżywić, żeby roślina mogła urosnąć i mogła wydać swój plon.
W jaki sposób monitorujesz swoje uprawy pod kątem właśnie szkodników i chorób.
Praktycznie 2 3 razy w tygodniu lustracja całych pól, przejście się gdzieś pomiędzy, zobaczyć dokładnie, przyjrzeć się danej roślince czy na coś nie choruje, czy jakiś szkodnik jej nie atakuje, czy coś złego z nią się nie dzieje. Także nieustanna praca, bieganie, doglądanie.
Czyli właściwie lustracja. Bo znowu zdekodujmy to pojęcie czym jest lustracja.
Codzienne wejście w pole. Przejrzenie tego łanu rozgarniętego, przyjrzenie się roślinką.
I robisz to za każdym razem samodzielnie. Czy rodzice też w tym pomagają?
Samodzielnie to akurat ta gałąź. Samodzielnie.
Cała odpowiedzialność.
Właściwie do finalnej, do zbioru, do wszystkiego. Od momentu założenia plantacji do samego końca wszystko sam podejmuje decyzję.
Czy myślałeś o zatrudnieniu w cudzysłowie maszyn z obszaru rolnictwa precyzyjnego, żeby część tych obowiązków z siebie ściągnąć, bo dzisiaj technologia na to pozwala, w jakimś zakresie.
Idzie do przodu.
Czy ty o tym myślałeś I dlaczego tak? Dlaczego nie?
Oczywiście, że myślałem. Cały czas rozważam. Póki co wstrzymuje mnie budżet. Chociaż można wynająć usługi. Nie ma żadnych problemów w tych czasach.
Żeby ktoś przyszedł.
Tak, żeby ktoś przyszedł czy swój sprzęt przyprowadził, wykonał usługę. Ja pieniążki tylko wykładam przysłowiowo na stół, płacę za konkretną usługę i mam wykonany daną czynność. Czy to by chodziło o pielenie czy o precyzyjne nawożenie? Wtedy nie ma najmniejszych problemów. W tym kontekście.
Gdybyś miał skorzystać właśnie z wsparcia rolnictwa precyzyjnego, na które elementy byś postawił, nie tylko w kontekście lustracji.
Precyzyjne nawożenie i ochrona roślin.
Co byś powiedział też osobom? Tutaj zahaczamy trochę o ten wątek. Używanie chemii. Czy rolnictwo naprawdę tego potrzebuje, bo bardzo dużo mówi się o szkodliwym, szkodliwych skutkach tej chemii. A Ty jako rolnik co na to odpowiadasz?
Głównym problemem tej szkodliwości co było tak nakrzykiwane nawoływanie to było wpływ środków na człowieka, głównie właśnie na Hormony i te sprawy, że jakieś tam zmiany zachodziły i wiadomo, te substancje, które były wycofane, no to niestety, mimo że były bardzo skuteczne, bardzo tanie, no ale jednak miały swoją pewną szkodliwość i trzeba było je wycofać. Te co pozostały, ta ostatnia pula, co teraz mamy obecnie no to niestety ona jest bardzo malutka i z dnia na dzień coraz więcej właśnie tych substancji wszystkiego nam odchodzi, robi. Niby się pojawiają jakieś nowe środki, ale to jest tylko zmieniona nazwa marketingowa, ale dana substancja pozostaje cały czas ta sama.
Czyli odpowiedzią właściwie jest to, że środki się zmieniają, ich pula się zawęża, przez co ta szkodliwość też na człowieka finalnie jest znacznie mniejsza. Ale też rolnicy nie używają chyba więcej środków ochrony roślin niż potrzeba. Czy jednak zdarza się z tego, co obserwujesz, bo też widzisz innych rolników?
Z mojej perspektywy nie zauważyłem, żeby ktoś specjalnie wjeżdżał i robił jakiś zabieg, bo jest niekoniecznie oczywiście mowa tam o zabiegach herbicydowych czy insektycydy, czyli przysłowiowy. No się nosie dosłownie na likwidację szkodników. Ale jeżeli chodzi o ochronę grzybową, no bo wiadomo, grzyby jednak występują, robią i są to grzyby szkodliwe, no to musimy chronić tę plantację, żeby grzyby nie wywoływały i nie produkowały mykotoksyny. Mykotoksyny jak wiemy są strasznie niebezpieczne dla organizmu człowieka.
Wytłumacz mi jako osobie z miasta robisz lustrację, idziesz w pole, zauważasz, że coś się dzieje, co jest kolejnym krokiem do takiego działania? Jak szybko reagujesz? Jak szybko musisz podjąć jakieś działania, żeby zapobiec rozprzestrzenianiu się czy to chorobie, czy czy czy właśnie jakimś grzyb.
Zasadniczo choroby to trzeba już przeciwdziałać, zawczasu reagować. Nie ma czegoś takiego, że dany patogen, że zaatakował nam roślinę, że tam jakieś zmiany na liściach wystąpiły. Niestety jest to zbyt późno na leczenie. Możemy tylko tą roślinę wtedy przyhamować, żeby ona jakoś tam wegetowała. Dosłownie przeleżała do samego końca, a my jej nie odratujemy, nie odwrócimy po prostu tego procesu całego chorobotwórczego.
Nie cofniemy.
Czasu nie cofniemy.
Możemy jak najszybciej działać.
Tylko i wyłącznie profilaktycznie. Profilaktycznie zadbać zawczasu, żeby ochronić tą roślinę, żeby właśnie ten patogen jej nie poraził i nie uszkodził.
Odnośnie do mykotoksyn to chciałam tylko przypomnieć, że mówiliśmy o tym z panią profesor Danutą Krajewską, która wyjaśniała nam czym są mykotoksyny i jak nam szkodzą. Więc zapraszamy Was do odcinka z panią profesor, która powiedziała nam właśnie o tym, jak jest to dla nas groźne i dlaczego absolutnie musimy tego unikać, żeby nas nie kusiło zjeść rzeczy, które na których jest jakakolwiek pleśń, ale też o to po części dbają rolnicy. Tak żeby mykotoksyn jednak było jak najmniej. Te ilustracje, o których wspomniałeś, są jednym z takich narzędzi. W tym roku. W maju sytuacja na polach, szczególnie, szczególnie w tych miejscach, gdzie były owoce, była dramatyczna. Mieliśmy bardzo wysokie temperatury w maju. Potem przyszedł przymrozek i zniszczył mnóstwo upraw, również u Ciebie jabłonie dostały bardzo mocno. Gdybyś opisał jak to właśnie ta sytuacja u Ciebie się przedstawiała.
No niestety ten przymrozek ale bardzo mocno zaszkodził w momencie wystąpi w momencie kwitnienia. A jak wiadomo kwitnące drzewka nie lubią przymrozków. Pąki kwiatowe zostały niestety zmrożone, opadły i nie było zawiązywania tych kwiatostanów i owoców niestety nie będzie.
Czyli właściwie u Ciebie nie będzie żadnych jabłek w tym roku? Czy coś się uratowało?
Jakieś tam minimalne ilości gdzieś tam się uchowały, ale to są pojedyncze sztuki właśnie na drzewach.
Czy gdzieś w Twojej okolicy. Rolnicy też mieli podobny problem, bo wiemy, że w całej Polsce i.
Występuje praktycznie całymi regionami, to niemalże tam jedna miejscowość się chroni, a druga miejscowość nie. Jeżeli przymrozki przychodzą, to przychodzą całymi połaciami na pół powiatu albo i nawet więcej.
Niektórzy próbowali rozpalać ogniska tak, żeby w nocy podtrzymywać temperaturę. Czy Ty się uciekałeś do takich rozwiązań?
Ja się zdałem na naturę. Co ma być to będzie niestety.
Przy czym u Ciebie też sytuacja jest o tyle odmienna, że u Ciebie ta część z jabłoniami jest mniejszą częścią w stosunku do upraw. A czy znasz rolników, którzy rzeczywiście ponieśli tak duże straty?
Bardzo duże straty, Niestety.
Jak oni sobie z tym radzili? Mam na myśli nie tylko o tych stratach dla portfela, ale też przede wszystkim o tych stratach emocjonalnych i nerwach, które temu towarzyszyły. Na pewno.
Lekko. Na pewno nie mniej, bo niestety cały rok wcześniej się starali o to praktycznie od poprzedniego zbioru. Tak to już jest dbanie, to już jest odpowiednie nawożenie, pielęgnacja tych drzew i w momencie jak przychodzi przymrozek. Niestety cała ta praca jest zniweczone i na pewno na pewno to dla nikogo nie jest komfortowe.
Czy u nich cała uprawa została zniszczona?
Tak, tak tak, są takie sady, że doszczętnie wszystkie drzewka. Niestety, ale nie będzie. Nie będzie to do zbioru. Niby są rekompensaty, bo są ubezpieczenia wszystko, ale ubezpieczenie nie pokryje całości poniesionych kosztów.
Ale co powiedz mi robi w takim, w takiej sytuacji rolnik, który cały rok właściwie pracował na te zbiory kilka nocy, absolutnie dewastuje ich prawie roczny wysiłek.
I nieraz jedna noc musi być kilka nocy. To jest od razu nagłe zjawisko, że przychodzi przymrozek i minus 5 7 stopni i niestety nie ma ratunku.
To taki rolnik robi, kiedy wie, że właściwie nic mu w tym momencie nie zostało.
Szczerze? Nie wiem. Nie jestem w stanie powiedzieć, wypowiedzieć się, bo nie wejdę w jego skórę.
A jak Ty radzisz sobie z takimi sytuacjami, kiedy rzeczywiście widzisz, że ponosisz pewne straty? Może nie tak, jak nie tak ogromne jak w przypadku sadowników czy winiarzy, czy czy innych rolników, którzy mają uprawy owocowe, Ale jednak dotykają cię takie sytuacje, kiedy rzeczywiście pogoda czy coś, na czym nie można, na co nie można się złościć, de facto bardzo mocno miesza Ci szyki. Jak Ty sobie z tym radzisz?
Takim przykładem był ubiegły rok, gdzie była straszliwa susza. Prawie dwa miesiące bez jakiegokolwiek opadu. No i niestety, ale zboża, rzepaki, soja swoje odczuły. Były bardzo znaczne zniżki plonów.
Plony jakieś z tego były. Gdybyś mógł procentowo określić jaki był to mniej więcej spadek.
Spadek tak jak na rzepaku w granicach 40%. Soja była ponad 70%. Straty zboża to zależnie właśnie od momentu w jakim wegetacja je tam dopadła oderwało. To było od 30 do 60% straty.
No to zdecydowanie zdecydowanie.
Przeszło pół gospodarstwa. Niestety, ale dołożyłem do. I to grubo.
Czyli rok na minusie, sezon na minusie.
Na zero nazwijmy minimalnie na zbożach. Udało mi się tam jakiś tam zysk wypracować. Także nie było aż tak tragicznie. Zupełnie na zero. No jak to? Niejeden by powiedział, że może coś ze mną jest nie tak, bo się cieszę, że na zero wyszedłem.
Tak, takie właśnie. Taka jest właśnie radość w rolnictwie. Kiedy wychodzi, wychodzi na zero.
Jeden rok jest na plus, 2 lata może być na minus. Niby jak to mówią, że skąd ten rolnik bierze, Że niby tylko dokłada, dokłada? No jeden rok się ładnie, pięknie uda i wtedy mamy jakieś tam powiedzmy to komfort. Tak, bo to i tak nie jest nigdy komfortowe, bo każdy chciałby, żeby co roku jednak ten zysk wypracować.
Jak każdy.
No tak, dokładnie, ale niestety raz jest dobrze, a później przyjdzie ciężej. Czasami wiadomo, trzeba się posiłkować tymi kredytami czy innymi tam dofinansowaniami, żeby jakoś tam przeżyć. Ale w moim odczuciu w moim gospodarstwie jeszcze aż tak zupełnie tragicznie nie było, żebym szedł tam w mocne kredyty, żeby naprawdę zadłużyć się po uszy i wtedy nie wiadomo na co patrzeć, jak z tego wyjść, z tej sytuacji wybrnąć.
Nieprzewidywalność jest więc kolejnym elementem, z którym trzeba się mierzyć. A gdybyś miał określić największe wyzwania ostatnich 5, być może 10 lat w rolnictwie w Polsce, ale też w Europie? Co byś wskazał?
Zdecydowanie zmieniający się klimat i wpływ rynków zewnętrznych na nasz rynek.
Lokalny wpływ rynków zewnętrznych, gdybyś miał to rozwinąć.
Chodzi o wschód, o wschodnią granicę, o wypychanie towarów za wszelką cenę poniżej naszych kosztów, bo to niestety, ale czasami to jest tak, że my sprzedajemy po 500 600 zł, a ze wschodu niestety były sytuacje, że niby całe wagony po 100 złotych przyjeżdżały.
Jest to rzeczywiście duża zmiana, ale też myślę, że ten import to bardzo duży temat i stanowi jedno z obecnych wyzwań dla faktycznie rolnictwa. Mówisz o tym, że pogoda jest jednym z największych wyzwań i relacje tak to nazwijmy, jakie mamy, z rynkami, z którymi, z którymi współpracujemy tak to eufemistycznie możemy nazwać. Zastanawiam się, jakie Twoje jako rolnika też z dużym doświadczeniem jest podejście do wyzwań. Czy Twoim zdaniem one kształtują charakter i są potrzebne, bo wtedy czujesz, że żyjesz? Czy jednak są takie momenty, że tak Cię zniechęcają, że chcesz zostać w rolnictwie, Ale te momenty zwątpienia naprawdę są ogromne i przytłaczające.
Momenty zwątpienia są. Są ogromne, ale nie ma co się poddawać. Trzeba iść do przodu. Trzeba podjąć tą rękawicę i te wyzwania. I niestety, ale z nimi pójść w kompromis. Tak.
Czy ludzie w Twoim otoczeniu mają też tak dużo determinacji jak Ty? Bo reprezentujesz naprawdę w sobie dużo takiej siły i przekonania, że co by nie było, mimo tego, że czasami można tak jak mówisz wyjść na plus, czyli na zero, to Ty i tak będziesz w rolnictwie działał i się tego trzymał. Mam wrażenie też, że masz w sobie bardzo dużo poczucia misji. Dokładnie w swojej, w swojej pracy, w swoim życiu i w swojej pasji. Bo to chyba wszystko się ze sobą łączy. A jak rolnicy, których znasz, czy ludzie w Twoim otoczeniu, których też spotykają przeciwności? Czy oni mają takie podejście jak Ty? Czy są osoby, które rezygnują i odchodzą od rolnictwa?
Chciałbym, żeby było bardzo dużo, ale niestety coraz więcej osób odchodzi od tego rolnictwa. Już się zdarzają sytuacje, że ktoś, kto ma 20 hektarów, niestety szuka sobie gdzieś na zewnątrz jakiejś innej pracy, żeby się utrzymać, żeby to gospodarstwo jakoś tam przynajmniej, jak to się mówi na papierze, żeby funkcjonowało, bo to zysku mu jako tako nie przyniesie, a z czegoś niestety żyć trzeba jeszcze.
Bo to też 20 hektarów. Nie jest to też na tyle dużo, żeby ta efektywność była taka wzmocniona.
Kiedyś na przykład było kilka hektarów, cztery, pięć hektarów, no to wtedy wiadomo, że ktoś sobie poszukał właśnie pracy, bo nie był w stanie się z tego utrzymać. Ale tak to szybko poszło, że w dzisiejszych czasach 20 to już jest nic.
Czy problemy, z którymi ty się dzisiaj mierzysz? One się bardzo zmieniły na przestrzeni lat. To znaczy czy twoi rodzice na przykład, czy oni mieli twoim zdaniem większe problemy, bo rolnictwo było mniej zmechanizowane? Czy mieli mniejsze, bo nie było tak dużo dynamicznych zmian pogodowych? Jak ty to byś opisał?
Bym opisał Raczej, że mniejszy mieli w tamtych czasach problemy. Wiadomo, czy też i opłacalność i wszystko też to było zmienne, ale jednak była niby ta mechanizacja, jak to się mówi człowiek więcej pracował, więcej robił, ale jakoś tego tak nie odczuwał. Niby świat poszedł do przodu, niby mechanizacja, wszystko coraz większe, niby coraz wydajniejsze, ale wbrew pozorom niestety jest coraz więcej pracy.
Czyli pomimo tego, że jest coraz więcej maszyn, że już ten koń nie jeździ, nie ciągnie maszyn po polu i mamy właściwie pierwsze maszyny, dość mocno rozwinięte ciągniki i kombajny, to dzisiaj jest ciężej.
Niestety jest ciężej.
Tylko ze względu na pogodę. Czy dostrzegał byś tu jeszcze jakieś inne elementy, które się zmieniły i dobijają wręcz dzisiejszego rolnika?
Raczej chyba się tak nie zmieniło za bardzo tak podejrzewam.
A czy ludzie mają tak samo Twoim zdaniem mocny charakter? Czy troszkę jest tak, że jest duża zmienność?
Człowiek jednak jest indywidualny.
Zupełnie nie ma jakiegoś wspólnego.
Mianownika. Nigdy nie będzie dwóch takich samych. Żeby tak samo myślało. Każdy musi kombinować też na swój sposób. Każdy prowadzi gospodarstwo, każdy zna swoje gospodarstwo, Swoją ziemię, swoją hodowlę, zwierzęta i każdy musi podchodzić do tej sprawy indywidualnie. Nie ma jednego zgrabnego takiego schematu, że ktoś gdzieś coś ładnie, pięknie wyrysuje. I tak i tak ma działać i to się spisuje. Niestety to się nie uda.
Czyli nawet nie byłoby takiego takiego powiedzmy jednego modelu rolnika polskiego, który gdybyś miał to uogólnić, spiąć jedną klamrą, to nie widzisz takiego takiej możliwości, żeby.
Niestety to się nie da.
Zbyt różnimy się w zależności od regionu, wielkości gospodarstwa i podejścia.
Nawet sąsiad z sąsiadem się różni, bo jeden sąsiad chce wszystko mieć ładnie tip top, a drugi powie no to mi jest niepotrzebne, nie muszę mieć takich nakładów, nie muszę tego w ten sposób produkować. Mogę to zrobić na swój sposób, Ale przede wszystkim właśnie gleba dużo ma do powiedzenia.
Jakość gleby, czy to też jak o nią dbamy.
Jakość gleby, jak o nią dbamy, co ona może nam sobą zaprezentować, ile możemy z niej wyciągnąć tak, żeby jej nie zdegradować Znowu.
Mamy różne rodzaje gleb, w zależności od tego, czy mówimy o północy, południu, wschodzie czy zachodzie. Czy w związku z tym uważasz, że jedni rolnicy mogą mieć łatwiej, a drudzy ciężej? Tak geograficznie chociażby.
Nie chciałbym tu podpaść za mocno co niektórym, ale.
Trochę Cię tutaj na troci na minę tutaj wypycham, ale jestem ciekawa Twojego zdania.
Myślę, że niektórzy mają bardzo łatwo, tak jak na przykład rejon Żuław. To są bardzo żyzne tereny. Pierwsza druga klasa agronomiczna właśnie i tam za dużo nie potrzeba tego wkładać w tę glebę. A można bardzo dużo wyciągnąć, bo.
Raczej większość Polski tej gleby ma dosyć słabe, bardzo.
Lekkie, bardzo słabe, a tam jedynym problemem to jest tylko woda. To jest zbyt duże na wilgotnienie gleby.
Czyli też z czym się borykają. Czyli nigdzie nie jest.
Za.
Dobrze.
Wiadomo, koszty jakie są takie są, ale lepiej jest ten nadmiar wody odprowadzić niż nie wiadomo skąd tę wodę wziąć, bo jak przychodzi susza, no to niestety, ale nikt nie ma żadnego bagienka, nie ma żadnej, żadnego jeziora. Skąd by tą wodę mógł pozyskać i mógłby sobie nawadniać te pola.
Czyli w przypadku suszy? Bo ja widziałam na filmach, że rolnicy czasami biorą jakieś narzędzia nawadniające i próbują jednak trochę chlapać uprawy wodą. Jak to wygląda w praktyce? Jesteśmy jakoś w stanie pomóc tym uprawom, czy raczej w znakomitej większości rolnicy po prostu rozkładają ręce, gdy są susze, o których mówi się coraz głośniej i jest ich coraz więcej.
Jest rozwiązanie. Można sztucznie nawadniać, chociaż znowu podpadnę, ale mówi się trudno. Jakoś nie jestem zwolennikiem takiego nawadniania, że ktoś sobie wykopie, dajmy na to, studnię głębinową i z tych podziemnych źródeł czerpie wodę do nawadniania swoich pól, bo musi mieć zysk z danego hektara. Najgorsi podejrzewam, podejrzewam. Wiem niestety, ale są ci, co produkują warzywa. Ja rozumiem, że wszystko trzeba się utrzymać, trzeba wyżyć, trzeba mieć dany zysk z każdego hektara, ze wszystkiego. Ale niestety ta woda nie jest niewyczerpywalna. Każde źródło da się wyczerpać i jeżeli tą wodę pobierzemy z tych głębin, no to niestety, ale zanim ona z powrotem z tej powierzchni przepłynie do wewnątrz, to bardzo, bardzo długi czas. I to nie jest żadna perspektywa jednego czy dwóch lat, ale to nawet dziesięcioleci. I oni tak jakby powiedział no brzydko bym powiedział takie pasożyty niby zabiorą, pobiorą, ale nic w zamian nie ma. No niby się cieszą, że ładnie, pięknie, później ładnie filmiki się ogląda, że o popatrz, bo ja tam piąta czy szósta klasa 10 12 ton danego zboża otrzymałem tak 12 ton.
Musimy jakoś przyjąć, wiesz, relatywizm tu wprowadzić, bo 12 ton. Myślę, że nasi odbiorcy.
To jest fura. To jest dużo.
Średnio to ile.
Średnio podejrzewam w skali kraju 6 7 ton.
Czyli 12 ton.
Naprawdę sporo. To jest sporo.
Mówisz, że nie ma jednego modelu polskiego rolnika, ale gdybyś miał wskazać cechy, które muszą mieć osoby, które pracują przy produkcji żywności na wsi, to co by to było Twoim zdaniem subiektywnie?
Na pewno bardzo duża determinacja i bardzo duże pokłady energii. No i nie poddawać się. Nie może być osoba, że tam jedno słowo coś powie, ktoś nie tak i już się poddaje, już już jest nie tak. Niestety trzeba walczyć o swoje i iść do przodu cały czas.
Ale też wiesz, mówiłeś o tym, że dużo jest tych problemów, a mimo to chcesz zostać w rolnictwie, więc zakładam, że jednak spotykają się też dobre momenty i kiedy czujesz największą satysfakcję, a może nawet szczęście w pracy, w rolnictwie, kiedy patrzysz na swoje życie, na swoje prace i myślisz sobie jest super, Jest tak.
Ale najfajniej jest jak odpalam ciągnik i wyjeżdżam na pole.
Po prostu.
Po prostu po prostu wyjazd w pole zaczepić, maszynę uprawiać.
Czyli mógłbyś spędzić.
Wtedy tak zwany taki fajny chill i człowiek się wyluzuje, wie, że jest akurat w tym miejscu na ziemi i jest wszystko dobrze.
Czy zgadzasz się z tym, że współczesny rolnik to de facto przedsiębiorca pełną parą?
Tak, tak tak. Przedsiębiorca i mikroprzedsiębiorstwa. Niektórzy mówią, że nie, że to nie ma nic wspólnego z żadnym przedsiębiorcą czy czymkolwiek, ale niestety ta papierologia to wszystko. Dokumentacja to niestety, ale to już jest bardzo dużo właśnie z przedsiębiorstwem związane prowadzenie dokumentów, papierów, pilnowanie wszystkiego. Do opłacenia faktur. Wszystko niestety, ale potrzebuje czasu i potrzebuje podejścia z głową.
Gdybyś dzisiaj był ministrem rolnictwa i miał tę władzę, miał tę decyzyjność, co byś zrobił? Jakie podjąłbyś decyzje, które miałyby wpływ na nasze rolnictwo?
Na pewno starałbym się za wszelką cenę chronić własne rolnictwo krajowe. Nie sprowadzać się na umór z zagranicy tego, co możemy sami wyprodukować u siebie. Może owszem, każdy sobie później liczy, bo ładnie, pięknie przyjdzie do sklepu o jednej pani. Ale dlaczego tak jest drogo? Tak. No niestety, jeżeli chcemy być konkurencyjni, no to musimy chronić swój własny wewnętrzny rynek. Bo co nam z tego, że będziemy mieli piękne, zdrowe owoce takie jak polska? Truskawka jest bardzo piękna, bardzo zdrowa, ale niestety można za wszelką cenę każdą ilość ściągnąć sobie na przykład z Ukrainy. Gdzie tam jest stosowana inna chemia, która już 20 30 lat temu była w całej Unii Europejskiej zakazana. I jak mamy teraz konkurować? Bo ktoś tam sobie sprowadzi, bo państwo na to właśnie pozwala. Także zamknięcie, uszczelnienie naszych granic, skupienie się na tym, co mamy do zaoferowania.
Przy czym jest to taka dosyć ogólna dyrektywa, żeby zamknąć granice i dosyć, powiedziałabym, zerojedynkowa. A gdybyś miał tak zejść poziom niżej i pomyśleć o tym, co byłoby potencjalnie do wykonania za miesiąc, nawet tak, żeby ułatwić życie rolnikom? Czy byłoby to coś związanego z ograniczeniem biurokracji?
Zdecydowanie biurokrację można ograniczyć. To jest po części bardzo to niepotrzebne. Niektóre jakieś przepisy to są takie chore, bo mamy wszystko, co jest produkowane, urzędników także cały czas tylko dokładają, dokładają. Jedna ustawa, dajmy na to, zaprzecza kolejnej i jest wprowadzane, robione na siłę. I nagle się okazuje, że mamy 5 czy 10 rejestrów, które musimy prowadzić, ale połowa jest jedno i to samo, tylko że to jest jego poddany urząd pod agencję. Czy to jest podporin pod cokolwiek? Rejestrów cały czas nam przybywa, a niestety tego nie ubywa. I po co to na przykład prowadzić 10 rejestrów, jeżeli możemy jeden i w tym samym wszystko. Dla każdego urzędu jest to wiarygodne i to jest to, co powinni skontrolować. Faktycznie tak.
Mam nadzieję, że Ministerstwo Rolnictwa teraz nas bardzo uważnie słucha i rzeczywiście nad tym popracuje, ponieważ wielu rolników skarży się na to, że rzeczywiście czasami nic, tylko siedzą i po pracy w polu wypełniają dokumentację, to rzeczywiście jest mocno słyszalne. Macie jako rolnicy wyzwania i macie te trudne momenty. Czy ty czujesz, że jest taka społeczność na wsi, która powoduje, że się wspieracie razem i że jednak kiedy ktoś spada w dół, to ta druga osoba podaje mu tą pomocną dłoń?
W mojej okolicy, w moim regionie jak najbardziej. Jeden wspiera drugiego, sąsiad wspiera sąsiada, nie ma żadnych problemów. Można przyjść, porozmawiać czy się dowiedzieć albo przysłowiowo wejść sąsiadowi na pole, sprawdzić mu, skontrolować telefon. Słuchaj, coś masz do poprawy, bo coś się dzieje nie tak. Weź tam zainterweni, cokolwiek zrób, żeby nie być na minusie, tak, żeby nie stracić całej uprawy.
Czyli to, co się czasami mówi o tym, że sąsiad sąsiadowi tam próbuje nogę podstawić.
I to nie w moim regionie. Zdecydowanie nie.
Nie doświadczasz tego zupełnie. Nie jest to społeczność rolnicza.
Zbieramy się, zbieramy. Naprawdę na nikogo nie mogę powiedzieć, żeby ktoś był przeciwny. Nie, nic z tych rzeczy.
To chyba jest pomocne, prawda? W życiu, kiedy wiesz, że dookoła siebie masz ludzi, którzy na których możesz liczyć nie tylko w życiu osobistym, ale też w gospodarstwie, którego prowadzenie jest tak wymagające, dzisiaj.
Jak najbardziej jest to potrzebne. Jest to wspierające, budujące i można spokojnie sobie komfortowo w miarę żyć. Tak z tym, z tym przeświadczeniem, że jednak mamy wsparcie nie tylko wśród najbliższej rodziny, ale wśród lokalnej społeczności. Jeszcze.
Czy uważasz, że my jako Polacy w ogóle w obszarze naszego kraju. Czy my za mało doceniamy nasze polskie produkty warzywa, owoce, mleko, drób i właściwie to, co powstaje na polskiej wsi?
Niestety nad tym ubolewam, ale pierwszeństwo mają u nas markety. Cena Niestety. Cena. Cena. Cena. Dopóki to się nie zmieni, że konsument nie przyjdzie do sklepu i nie zobaczy, że to jest dokładnie to mleko, tak że na przykład jest o dwadzieścia groszy droższe, No ale to jest polskie, a nie gdzieś tam zza granicy, gdzie niby te koszta, Tak samo i transport i wszystko trzeba doliczyć jeszcze ewentualnie cło. Że niby jak to się wszystko sumuje na ten dany koszt, że można zapłacić niby drożej za polski produkt, No ale niestety konsument na to nie patrzy, no bo tylko patrzy, a to jest dwadzieścia groszy tańsze. No to wybiorę ten produkt.
Jest to ciężka decyzja. Kiedy jednak kierujemy się portfelem, a większość z nas kieruje się portfelem.
Przy tych zarobkach no niestety, ale cena nie gra główną rolę i jakość nie ma znaczenia. Już schodzi na kolejne, na dalszy plan.
Bo trzeba powiedzieć, że płacąc więcej za produkty polskie dostajemy też najczęściej wyższą jakość. To nie jest tylko kwestia ceny wyższej, ale też jakości, którą dostarczamy dla siebie.
Zboża czy rośliny strączkowe, rzepaki, rzepaki Czy soja jest u nas tak samo produkowana? No może soja póki co jest marginalną produkcją, ale nawet rzepaki czy zboże jest produkowane wysokiej jakości. Przeważnie wyjeżdża wszystko na zachód, a do nas przyjeżdżają jak to się przysłowiowo mówi ochłapy. Tak, te gorszej jakości materiał. No i niestety, no jakość, jakość to jest jakość. Tak jest niższa, to będzie niższa, to tego niestety, ale nie przeskoczymy w czasie.
Nie masz wrażenia, że jednak troszeczkę zaczynamy doceniać te nasze polskie produkty i dojrzewamy jako konsumenci do tego, żeby stawiać na to, co nasze?
Dzięki różnym promocjom właśnie to się zaczyna odwracać. Coraz więcej jednak ludność zwraca uwagę na to, żeby to było polskie, żeby to było nasze, żeby wspierać właśnie naszych krajowych rolników.
Czyli rolnicy, słuchajcie, bardzo są wdzięczni za to, że wybieramy produkty, które czasami faktycznie są kilka groszy droższe. Ale rzeczywiście wspieramy nie tylko naszych rolników, co jest i tak piękne, ale też przede wszystkim naszą gospodarkę. Czyli gdybyś miał zrobić taką predykcję na to, jak będzie wyglądała ta praca rolnika w przyszłości, czy ona będzie coraz trudniejsza, czy jednak dzięki rozwiązaniom technologicznym, dzięki być może też wsparciu systemowemu, będzie rolnikom troszkę łatwiej.
I jeżeli dużo zainwestujemy, no bo niestety, ale te najnowocześniejsze technologie kosztują coraz więcej, bo to jest nowość i nowość, niestety, ale musimy zapłacić. Ale patrząc po rolnikach, po inwestycjach w automatyzację, w komputeryzację, jednak tego czasu pozostaje nam troszkę więcej do tego życia.
Czyli jednak można się na jakiś czas oderwać, a może nawet pojechać na wakacje.
Można pojechać na wakacje, co.
Dla wielu rolników jest wciąż takim novum.
Rejonem science fiction.
To jest ładnie, ładnie ujęte. Tak jak powiedziałeś, wyzwań nie brakuje, ale jeżeli rolnicy mają taką determinację jak Ty, a wielu rolników ma tyle pasji.
Myślę, że nie jestem sam.
Myślę, że zdecydowanie jest. Jest Was więcej pomimo tego wpływu, o którym wspomniałeś i możemy życzyć rządzącym dużo mądrości w podejmowaniu decyzji, żeby rolników faktycznie wspierać w ich działaniu i pracy, która nie jest najłatwiejsza. Umówmy się, a nas wszystkich jak mnie, jak i Was zachęcać do tego, żebyśmy jednak spoglądali na te produkty, które przychodzą z naszego polskiego rynku i też mają krótką drogę od pola do stołu. Bardzo Ci dziękuję za tę rozmowę. Moim gościem był Sławek Stefański. Ja nazywam się Magda Urbaniak, a to jest Agromania.