Oto, na co mogą sobie pozwolić farmerzy za oceanem.
Stany Zjednoczone zajmują powierzchnię prawie 10 milionów kilometrów kwadratowych! Od północy na południe oraz od zachodu na wschód to nie tylko ogromne tereny, ale też różnorodny klimat. W Kalifornii panuje wieczne lato, występuję pustynie, ale Nowy Jork to już pogoda zbliżona do tej, którą mamy w Polsce.
Dziś Wam powiem (napiszę?) , jakie ciągniki są w Stanach popularne jak może wyglądać amerykańska farma za kilkadziesiąt, a może już za kilkanaście lat.
Na przodzie bez zaskoczeń – John Deere. To producent, który oferuje maszyny nie najtańsze, ale siła marki jest tak potężna i cieszy się niemałą popularnością wśród rolników. Myślę, że nie przesadzę, jeśli powiem, że jest to jedna z najsilniejszych, jeśli nie najsilniejsza marka traktorowa na świecie (o czym powiem więcej przy kolejnej okazji). A właściwie nie tylko traktorowa, bo Jelonek oferuje dużo więcej – kombajny „klasyczne”, kombajny do zbioru trzciny cukrowej, siewniki do nasion, opryskiwacze, ładowarki teleskopowe, zbieracze bawełny czy rozrzutniki obornika.
Zresztą, USA to ojczyzna zielonych ciągników, choć przypominam, że charakterystyczne kolory przejęte zostały od belgijskiego Waterloo Boya, który John Deere wykupił w ubiegłym stuleciu.
Lecimy dalej.
Kolejne marki podaję w kolejności alfabetycznej.
Mamy zatem (werble) Case IH. Czerwone, mocne maszyny, które często wybierane są przez farmerów po drugiej stronie oceanu. I tu również mocną stroną producenta jest oferowanie nie tylko ciągników dużej mocy, ale całego przekroju maszyn. W Polsce Case oferuje nam kombajny, traktory, prasy i ładowarki teleskopowe.
W Stanach oferta wzbogacona jest na przykład o zgrabiarki, kosiarki, sieczkarnie i wiele innych. Większe areały, większe możliwości. Z resztą, CASE IH w Stanach czuje się jak u siebie, bo… jest u siebie. Markę w 1842 w stanie Wisconsin założył Jerome Increase Case. Wtedy firma zajmowała się głównie udoskonalaniem techniki oddzielania słomy od ziaren. Ciągnik – i to parowy – wyjeżdża z fabryki 27 lat później (i nadal jest napędzany siłą koni).
A teraz ciągniki, które w Polsce widzimy nieco rzadziej.
Jeden z braci rodziny AGCO. To nie są maszyny kierowane do małych gospodarstw. Co prawda w ofercie znajdziemy modele mające pod maską 110 koni mechanicznych, ale jest to mniejszość tego, co Challenger ma do zaproponowania. Klienci tych żółto-czarnych maszyn to osoby szukające sprzętu o mocy 200 koni z mocnym naciskiem na wzwyż.
Przyznam, że kiedy myślę o traktorach na gąsienicach, to właśnie ta marka przychodzi mi do głowy jako jedna z pierwszych. I to jest też powód, dla którego Challenger sprawdza się na amerykańskiej ziemi. Farmerzy posiadają taki typ gospodarstw oraz są one odpowiednio duże, aby opłacało się, a wręcz trzeba było inwestować kosztowne gąsienice.
Drugi i ostatni ze stajni AGCO o którym dzisiaj Wam powiem. Masseyowi podobnie jak innym markom jest w USA jakby nieco przyjemniej, gdyż stamtąd właśnie pochodzi. Choć Massey-Harris-Ferguson Limited to de facto firma amerykańsko – kanadyjska.
To, co wyróżnia tego producenta, to skonstruowany i opatentowany przez Harrego Fergussona, współtwórcę marki, trzypunktowy system zawieszania sterowany siłownikiem hydraulicznym, który z powodzeniem używały i używają także inne marki.
I last but not least . W Polsce, szczególnie w ostatnich miesiącach – król sprzedaży. Jak to jest w Stanach? Niebieskie ciągniki ogólnie (mówiąc ogólnie mam na myśli obszar od Florydy po Kalifornię) nie są aż tak popularne. Jasne, że są znane, ale raczej nie na tym poziomie, co poprzednicy. Aczkolwiek, członek rodziny CNH Global również został stworzony po drugiej stronie oceanu, pod koniec XIX wieku w Pensylwanii.
Dzisiaj New Holland to połączenie marek FiatAgri, Clayes, Ford i oczywiście New Holland. I tak, sprawdzałam ofertę maszyn i tu ponownie, co już chyba nie zaskakuje, amerykanie mają dużo większy wybór wśród niebiesko żółtych maszyn.
Nie ma co ukrywać, że nie wszystkie sprzęty będą u nas w Polsce potrzebne lub miały potencjał zbytu. W Stanach? Tam wszystko jest możliwe. Głównie dlatego, że farmerzy mają do czynienia z bardzo zróżnicowanym klimatem, różnymi glebami, również innymi typami upraw.
Wszystkie marki, które wymieniłam mają dwie istotne cechy wspólne: oferują ciągniki o naprawdę dużej mocy oraz szeroką oferta maszyn dodatkowych i towarzyszących. Tak jak wspomniałam wcześniej. W USA rolnictwo jest znacznie bardziej zcentralizowane. Zdarza się, że farmerzy używają helikopterów, żeby móc kontrolować, co się dzieje na ich ziemiach. Inne areały, a co za tym idzie inne budżety.
Dotarłam do jednego raportu, którego wyniki dotyczą przyszłości na rynku maszyn rolniczych. Jakie płyną z niego wnioski? Ameryka idzie mocno już nie tylko w rolnictwo precyzyjne, które dobrze ma się u nas, ale w rolnictwo automatyzowane. Poznaliśmy już kilka ciągników autonomicznych chociażby ze stajni Claasa.
John Deere pokazał zaś ciągnik elektryczny. Ten, nie ukrywam, bardzo chciałabym zobaczyć w akcji. Szczególnie technologię „ogarniania” kabla.
Polska też ma do zaoferowania trakto-robot zwany AgriBotem. Jest o nim póki co dość cicho, ale kto wie? Może kiedy produkcja masowa ruszy, nasz ziomek będzie podbijał Stany Zjednoczone? Według prognoz, ma spore szanse, ponieważ amerykanie będą chcieli „zlecać” właśnie robotom te prace, które tylko będą mogli.
Oczywiście, wszystko okaże się w przeciągu kilku, kilkunastu lat.