Kolejny artykuł w serii i nadal pozostajemy w Azji. Tym razem pod lupę bierzemy Chiny. Rynek z jednej strony zamknięty, z drugiej wyrasta na światowa potęgę gospodarczą. Czy rolnictwo jest dumą, czy solą w oku biegnących po światowy sukces?
Rolnictwo w Chinach, ze względu na swoje położenie mają bardzo duże możliwości, ze względu na demografię – gigantyczne wymagania. Kraj, o powierzchni blisko 10 tys. km², ma bardzo zróżnicowane gleby i klimat. To pozwala na uprawę wielu rodzajów warzyw i zbóż, co jeszcze 50 lat temu było przez władze lekceważone. Od tego momentu dzielą nas już kamienie milowe.
Polityka vs. rolnictwo
Przed rokiem 1949 Chiny pod względem rozwoju rolnictwa były całkowicie zacofane, nie potrafiły wyżywić swoich coraz liczniejszych obywateli. W latach 50-tych ubiegłego wieku rząd Chińskiej Republiki Ludowej wprowadził wiele zmian, na szczęście również w ten sektor gospodarki. Dzięki temu, rolnictwo zaczęło się silnie rozwijać tak, że już 20 lat później było dla rządu ważniejsze niż przemysł ciężki i lekki. Pozwolono rolnikom na indywidualną dzierżawę gruntów. To zaś dało Chinom samowystarczalność żywieniową, a w dalszej konsekwencji – nadwyżki eksportowe.
Duże tereny, duże możliwości
Grunty orne w Chinach zajmują 10 proc. powierzchni kraju, z czego połowa jest nawadniana wodą z rzek. Tereny górzyste wymuszają zaś na rolnikach stosowanie pięknej dla oka, choć trudnej, uprawy tarasowej. Najczęściej uprawiany jest ryż. Za nim plasuje się pszenica, kukurydza, proso i gaoliang (sorgo japońskie). Będąc w ChRL nikomu nie zabraknie też rzepaku (to te słynne „żółte góry”), sezamu, herbaty i tytoniu. Na południu posmakujcie cytrusów, a zdrowia dodadzą regionalne rośliny lecznicze. To jednak okazuje się niewystarczające dla mieszkańców Chin. Kiedyś usatysfakcjonowani potrawami z ryżu i podstawowych warzyw, teraz stali się wymagającymi konsumentami. A że konsumentów jest 1,3 miliarda, to sytuacja jest o tyle wymagająca, co korzystna dla zachodnich inwestorów.
Wschód interesujący dla Zachodu
Potencjał, jaki mają w sobie Chiny szybko został zauważony. Jako pierwszy na rynek wkroczył John Deere i New Holland. Pierwszy z nich założył tu własne spółki, drugi otworzył siedem fabryk. Do tego grona szybko dołączył Same Deutz-Fahr. Porozumiał się z lokalnym producentem, Shandong Changlin, z którym ściśle współpracując sprzedają ciągniki pod chińską nazwą. Wysoko postawili sobie poprzeczkę: 30 tys. sprzedanych maszyn w 2015 roku (to pokazuje też, jaka jest skala możliwości tego rynku). Kawałek tortu chce uszczknąć też Claas, oferując swoje maszyny specjalistyczne. Z resztą, kto by nie chciał, znając tempo rozwoju rynku maszyn.
Słupki takie wysokie
Na poziom sprzedaży ciągników rolniczych i całej branży rolnej w Chinach patrzę z zafascynowaniem i zazdrością. Kiedy my walczymy z – przynajmniej – utrzymaniem zeszłorocznego poziomu, oni odnotowują wzrost na poziomie 15-20 proc. Rośnie też popularność coraz większych maszyn. Najłatwiej nadal sprzedają się produkty rodzimych producentów z dwóch powodów: są tanie i mają doskonale rozbudowaną sieć dilerską. I choć rolnictwo w Chinach nie jest jeszcze rolnictwem nowoczesnym, zdecydowanie w tym kierunku zmierza. Ludzie chcą produktów zróżnicowanych o wysokiej jakości. A te może im dać tylko rolnictwo nowoczesne. A takie nie będzie, bez modernizacji sprzętu. A na to tylko czekają kolejne, zagraniczne marki, szykując się do coraz większej ekspansji w kraju 1,3 miliarda możliwości.